[VIDEO] Kolejne niejasności w sprawie rzekomego dźgnięcia nożem przez nauczyciela. Czy uciekając, nauczyciel uderzył tyłem swojego auta w samochód ofiary? Czy może ktoś w auto nauczyciela kopnął?
Skandaliczne zaniedbania policji i prokuratury z Miastka w województwie Pomorskim upubliczniła rodzina na poniedziałkowej konferencji prasowej. Dziś prezentujemy kolejne wątpliwości związane z rzekomym atakiem nożem dokonanym rzekomo przez tamtejszego nauczyciela języka angielskiego.
Przypomnijmy, że znacznie niższy wzrostem i słabszy Krzysztof - nauczyciel, miał dźgnąć nożem wysokiego, rosłego i znacznie silniejszego od siebie nowego partnera swojej byłej żony o imieniu Karol.
Tyle, że nie ma ani jednego śladu krwi zabezpieczonego na odzieży któregokolwiek z mężczyzn. A Karol przed przyjazdem policji i pogotowia zmienił koszulkę na inną. A żadnej z nich policja nie zabezpieczyła.
Nie krzyczał, nie wzywał też pomocy. Natomiast wsiadł w auto i pojechał do domu. Później przedstawił dwie wersje rzekomego ataku ze strony Krzysztofa.
Dodatkowo wątpliwe jest to, że nie ma śladów krwi w samochodzie Krzysztofa. Karol zeznał, że pijany nauczyciel po ataku nożem wskoczył do swojego auta. A on chwycił się za krwawiącą ranę, po czym rzucił się do auta Krzysztofa by zatrzymać je zaciągając ręczny hamulec. Chciał to zrobić, bo Krzysztof cofając auto miał uderzyć w jego samochód.
Dziś rodzina przetrzymywanego od 19 czerwca 016 roku za kratami nauczyciela utrzymuje, że ich syn został wrobiony w to przestępstwo. Silniejszy Karol, przytrzymując ramiona Krzysztofa mógł przytknąć sobie nóż do koszulki a następnie krzyknąć, że został ugodzony. Wzbudzając w pijanym nauczycielu przeświadczenie, że skutecznie zaatakował.
Takie zachowanie otworzyło mu drogę do wystąpienia o duże finansowe odszkodowanie. Karol złożył już taki wniosek u prokuratora w Miastku.
Dziś rodzina Krzysztofa przesłała do redakcji Patriot24.net zdjęcia volkswagena golfa którym feralnego wieczoru 19 czerwca 2016 roku poruszał się ich syn Krzysztof.
- To auto nie było remontowane od dnia zdarzenia. Gdyby cofając się, trzasnął w samochód Karola to zniszczenia byłyby znaczne. Tymczasem wygląda to, jakby ktoś kopnał w samochód naszego syna. Uszkodzenia pokrywają się z kształtem prawej ludzkiej stopy - tłumaczą rodzice.
Jest to o tyle istotne, bo z naszych informacji wynika, że rzekomo ugodzony nożem Karol wystąpił do firmy ubezpieczeniowej również o wypłatę odszkodowania z tytułu zniszczenia jego pojazdu przez Krzysztofa.
Nie wiadomo, jak wygląda jego samochód. I dziś nie wiadomo, czy policjanci z Miastka wykonali szczegółowe zabezpieczenia dowodów potwierdzających zaistnienie faktu uderzenia autem.
Nerwowo zareagowała na poniedziałkową konferencję prasową była żona Krzysztofa. W ubiegłym tygodniu odmówiła rozmowy z dziennikarzami Patriot24.net na temat tego, co się stało. Wczoraj zablokowała dawnych teściów na swoim Facebooka. I wciąż nie nawiązuje kontaktów z rodzicami Krzysztofa, którzy są przecież pełnoprawnymi dziadkami jej czteroletniego synka - jednocześnie synka więzionego nauczyciela.
Natomiast złożyła w sądzie wniosek o pozbawienie ich kontaktów z dzieckiem choć nie ma ku temu żadnych powodów, bo dziadkowie w żaden sposób nie są winni temu, co się stało.
- Synowa, kiedy mieszkała u nas w domu zażądała przepisania go na jej rzecz naszego domu razem z całą firmą, którą prowadzimy. Kiedy z mężem odmówiliśmy rozpętała w domu piekło. Potem się wyprowadziła i teraz uważamy, że się na nas mści - mówi Krystyna Hingst.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?